Zostałam zaproszona do zabawy przez: hrabinę
Aby wziąć udział w tej "strzelance" należy:
1. podać linka do bloga osoby która nas ustrzeliła,
2. zacytować na swoim blogu zasady zabawy,
3. wpisać 6 nieważnych, śmiesznych rzeczy na swój temat,
4. "strzelić" do następnych 6 osób
5. uprzedzić wybrane osoby zamieszczając komentarz na ich blogu
1) Zmora mojego życia to moje włosy. Nieważne jak długo je układam i jakimi środkami utrwalającymi je potraktuję, one zawsze ułożą się po swojemu. A nie daj Boże, żebym w czasie deszczu, albo co gorsza gęstej mgły, wyszła z domu z rozpuszczonymi włosami – tzw. „owcze runo” gwarantowane.
2) Rok temu zrobiłam prawo jazdy, co skłoniło mnie do różnorakich refleksji, z których wynikło między innymi stwierdzenie, że samodzielne pchanie samochodu to jakaś masakra i w moim wypadku absolutnie nie wchodzi w grę. Bo jakim cudem 50 kilo miałoby pchnąć samochód? Trochę mnie to stresowało. Do czasu. Pewnego dnia, w czasie ulewy stulecia mój samochód postanowił się zatrzymać na środku drogi. I oto się przekonałam, że potrafię zepchnąć samochód na pobocze całkiem sama, do tego w strugach deszczu, szczękając zębami i brnąc w wodzie po kolana. Tego samego wieczora, zanim udało mi się dojechać do domu, podobną operację przeprowadzałam jeszcze dwukrotnie. Pchanie samochodu to teraz dla mnie mięta z bubrem.
3) Moja mama bardzo, bardzo chciała mieć dziewczynkę. Marzyła jej się śliczna, pucułowata, twarzyczka okolona pięknymi gęstymi lokami, coś na kształt córeczki jej znajomych albo dziewczynki z kartki pocztowej, którą otoczyła czcią wręcz nieziemską. No cóż... los okrutnie z niej zakpił. Urodziłam się ja – mały, drobny łysolek z wielkimi gałami i uszami równie pokaźnych rozmiarów, taki mały dresiarz... Trochę potrwało nim z tego wyrosłam.
4) Mieszkam na lekkim zadupiu, co w połączeniu z brakiem prawa jazdy oraz intensywnym procesem edukacyjnym, owocowało przez lata tym, iż spędzałam mnóstwo czasu w środkach komunikacji publicznej. Tym sposobem spotyka się wiele ciekawych jednostek. Czasem jest strasznie, czasem śmiesznie. Pominę milczeniem oświadczyny, niemoralne propozycje, sprośne piosenki i śmierdzące niespodzianki. Wśród wszystkich napotkanych osób rządzi pewien pan starej daty, który uciął sobie ze mną kulturalną pogawędkę. Przy pytaniu o narzeczonego spojrzał na mnie uważnie i powiedział „No co? Poszedł sobie?” Kiwnęłam głową, na co pan „To mu trzeba było powiedzieć: co się martwisz, co się smucisz, ze wsi jesteś, na wieś wrócisz”
5) Jestem przerażająco dobrze wychowana, w sytuacjach ekstremalnych z reguły zapominam języka w gębie albo... właśnie, jestem uprzejma. Kiedyś z koleżanką wpadłyśmy na nieco specyficznego pana, który ewidentnie chciał do nas zagadać. „Co porabiacie dziewczyny, bo ja sobie właśnie kupiłem zapiekankę” powiedział tak radośnie, jakby oznajmiał, że wynalazł uniwersalny lek na wszystkie choroby świata. Na co nam odebrało mowę, koleżanka dyskretnie i powoli zaczęła się oddalać, a ja stojąc jak wryta automatycznie wyrzuciłam z siebie „smacznego”.
6) Ostatni punkt będzie o robieniu na drutach. W końcu któryś musi. Nauczona zostałam tejże sztuki jako dziecko. Reaktywowałam swe umiejętności po wielu latach i coś mi nie grało. Bo jakoś te oczka wychodziły dziwnie, odwrotnie, pochylały się na inną stronę niż powinny... hmmm, podejrzane. Cóż było robić, uznałam, że źle umiem i nauczyłam się od nowa. Jak się już naumiałam, to odkryłam, że są różne metody... M.in. kontynentalna, której się świeżo naumiałam i wschodnioeuropejska, którą posługiwałam się przez całe życie. Teraz posługuję się obiema – wschodnioeuropejską do większości dzianin, kontynentalną do ażurów.
Do zabawy zostały wytypowane: Bergamotka, Kasieńka, Miszelka, Olasmith, Spinka, Mamoon
Wiadomości na wspomnianych blogach już zostawiłam.
No comments:
Post a Comment